wtorek, 7 października 2014

Pół roku podróży

       Jak widać długo nie znajdowałam czasu, żeby tu coś napisać. Śpieszę z wyjaśnieniami. Mieszanka szkolnych obowiązków i podróży skutecznie uniemożliwiły mi prowadzenie bloga. Jednak teraz znalazłam chwilę i w związku z tym chciałabym się z Wami podzielić kilkoma opowieściami z moich ostatnich wojaży.

Krzyżodziób modrzewiowy (Loxia leucoptera)
       Zacznę od lutego, kiedy to miała miejsce moja pierwsza samodzielna wyprawa. Nie wybierałam się zbyt daleko, ale najważniejsze było to, że jechałam sama. Dokładnie 19 lutego postanowiłam, że wybiorę się do Poznania na prelekcję o tym jak fotografować ptaki. Zorganizowałam wszystko w środku tygodnia
i to bez opuszczenia szkoły. Wykład bardzo mi się podobał, ale co ważniejsze odkryłam radość jaką daje mi podróżowanie.
Łabędzie krzykliwe (Cygnus cygnus)

       Później parę razy brałam udział w kilku drobnych wyjazdach. W marcu np. wyjechałam, ze znajomymi do Mławy na krzyżodzioba modrzewiowego (Loxia leucoptera), uczestni - 
czyłam w wycieczce "Wiosenne migracje
i wieczorne wabienie sów" w Dolinę Bzury organizowanej przez Klub Obserwatorów Ptaków ze Szkoły Podstawowej nr 7 w Łodzi, 
a pod koniec miesiąca miałam okazję pomóc
w kulingowskich liczeniach w Gdańsku.

Żaba moczarowa (Rana arvalis)
       Kwiecień przyniósł jeszcze więcej wrażeń.
2 kwietnia udałam się na wiosenną Akcję Siemianówka. Przed tym jednak desperacka podróż tamże. Pierwszy raz w życiu skorzystałam wówczas z autostopu. Wiem, że taki rodzaj transportu jest dość niebezpieczny, zwłaszcza dla samotnie podróżującej dziewczyny, ale usprawiedliwię się młodzieńczą naiwnością i brakiem wyobraźni. Jak się okazało nie było o co się martwić. Na drodze indukcji mogę stwierdzić, że mieszkańcy Podlasia są wyjątkowo mili i uczynni. Mimo, że samochody jeździły po trasach przy których stałam niezwykle rzadko, to chyba co drugi
z rejestracją z podlaskiego miasta się zatrzymywał. Dlatego też około 30 km z Hajnówki do Cisówki (małej wioski w której odbywał się tegoroczny wiosenny obóz), przejechałam w niecałe półtorej godziny. Przy okazji pomagając rodowitym Podlasianom zbierać trawę. Nie wiem po co, ale świetnie się przy tym bawiłam. :) Na Siemianówce spędziłam 4 dni. Tyle na ile przerwa
w szkole mi pozwalała.
Kulingowskie liczenia

W drodze na Akcję Siemianówkę.














Dzięcioł zielony (Picus viridis)
Jaszczurka zwinka (Lacerta agilis)
Po kilku dniach znów byłam w podróży. I to ponownie nad morze. Okres od 9 do 13 kwietnia spędziłam na obozie sowiarskim Stowarzyszenia Ochrony Sów w Tolkmicku. Osłuchałam się nieco z głosami sów, ale głównie za sprawą mojego przenośnego odtwarzacza z nagraniami, bo na nocnych wyjazdach usłyszeć można było same puszczyki. Nie wiem, czy mogłabym ten czas wykorzystać lepiej. Kiedy nie trzeba było jechać na nocne nasłuchy, czas spędzaliśmy razem. Poznałam wówczas fantastycznych ludzi, z czego się bardzo cieszę. Także w kwietniu miało miejsce jeszcze kilka innych wydarzeń ornitologicznych. Dzięki uprzejmości mojej znajomej mogłam zobaczyć jak obrączkuje się młode puszczyki. Mogłam je nawet pogłaskać i zanurzyć dłonie w ich mięciutkim upierzeniu. Dwa dni później znalazłam się we Wrocławiu na polach irygacyjnych w celu obserwacji podróżniczka (Luscinia svecica). Z pomocą Pana ornitologa
z Wrocławia udało mi się zobaczyć nie tylko tego małego ptaka z rodziny muchołówkowatych. Do mojej listy zaobserwowanych gatunków ptaków dołączyły także: siniak (Columba oenas), perkoz zauszniki (Podiceps nigricollis), rybitwa czarna (Chlidonias niger), dzięcioł zielonosiwy (Picus canus), zimorodek (Alcedo atthis), a także wodnik (Rallus aquaticus). Jednak te gatunki spotkałam nie w samym Wrocławiu, lecz w Dolinie Baryczy i na Stawach Milickich.

Podlot puszczyka (Strix aluco) odmiana rdzawa.
Puszczyki dwa.
       Maj rozpoczął się wyjazdem autostopowym do Poleskiego Parku Narodowego. Tym razem nie podróżowałam jednak sama. Te 3 dni wyjazdu spędziłam z moimi dwoma przyjaciółmi - Delą
i Rafałem. Zapakowani w dwa ogromne plecaki i  jeden nieporęczny namiot zwiedziliśmy spory kawałek Polesia. Zawitaliśmy do Urszulina - siedziby Parku, Starego Załucza - do muzeum przyrodniczego PPN oraz do Wytyczna w celu odbycia wycieczki rowerowej. Jednak stan wypożyczonych rowerów przekreślił nasze plany. W związku z tym zatrzymaliśmy się w lesie przy Durnym Bagnie i odpoczywaliśmy przez kilka godzin ciesząc się promieniami słońca. Z PPN do Włodawy - miejscowości z pogranicza polsko-białoruskiego - przedostaliśmy się dzięki pewnemu miłemu księdzu włodawskiemu. Mieliśmy w planach jeszcze wieczorne nasłuchy puszczyka mszarnego (Strix nebulosa) w lasach Sobiborskich. Niestety czas nam już na to nie pozwolił. Generalnie cały wyjazd obfitował w różne przygody i chętnie bym go powtórzyła. Ale może na nieco dłużej. W tym samym miesiącu rozpoczęłam także moją misje znalezienia młodych uszatek (Asio otus) dla pewnego fotografa. Gdy tylko mogłam wieczorami chodziłam do pobliskich lasów
i nasłuchiwałam. W tym okresie może nie miałam szansy na odnalezienie podlotów, ale przynajmniej z pomocą Deli udało mi się namierzyć dorosłą parę. Szkoda, że nie wzięłam wtedy ze sobą okularów i lornetki, bo samiec przyleciał naprawdę blisko. Misja została przerwana na dwa tygodnie. Było to spowodowane moim wyjazdem ornitologicznym do Gruzji. Ale o tym może innym razem.

Ścieżka przyrodnicza "Spławy" w Poleskim Parku Narodowym.

Topik (Argyroneta aquatica)

Łapiemy stopa.

Cminda Sameba w Wielkim Kaukazie. Gruzja.
Gejzer Strokkur. Islandia.
       Do Polski wróciłam na początku czerwca. Od razu zabrałam się do kontynuacji misji uszatkowej. Dela zaprosiła mnie do swojego liceum lotniczego w Dęblinie na urodziny. Od razu po moim przyjeździe dało się słyszeć 3 młode uszatki. Owe młode uszatki były prawie niepłochliwe i nie krępowały się przeszkadzać w nocnym odpoczynku młodzieży z internatów. Podlatywały blisko. Wedle relacji jednego z licealistów dęblińskich:
"Były tak blisko, że jak się przyłożyło lornetę do oka to nie było widać nic innego tylko źrenicę tych przeklętych sów."
Szkoda, że były nieco za daleko od Łodzi. Potem już nie miałam takiego szczęścia do uszatek jak w Dęblinie. Dopiero 21 czerwca dotarła do mnie informacja, że w Zduńskiej Woli spokój zakłócają pewni ptasi rozbójnicy. Była to dla mnie rewelacyjna wiadomość, gdyż owi rozbójnicy znajdowali się dokładnie tam gdzie powinni. Nie zwlekając pojechałam z Delą do Zduńskiej Woli. Uszatki, owszem były, ale w nocy. A miałam je znaleźć w dzień. Tym samym moja misja zakończyła się fiaskiem. Nie miałam już więcej czasu na poszukiwania skrywających się w mroku nocy tajemniczych uszatek, bo 27 miałam kolejny wyjazd. Tym razem na Wyspy Owcze i Islandię. Myślę, że najlepiej ten wyjazd streści ten oto 23 - minutowy filmik. Proszę się nie zniechęcać jego długością. :)

https://www.youtube.com/watch?v=kGcn8MCxmb8

Kocham powroty do domu. Może to trochę trywialne lecz muszę to napisać. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Tyle w tym prawdy. Do Łodzi powróciłam 11 lipca. I większość lipca spędziłam w domu. Od czasu do czasu chodząc z lornetką gdzie się dało. Trochę też grałam w "Wiedźmina". Jednak po pewnym czasie znów zapragnęłam życia w podróży. Wyjechałam więc na kilka dni do Drawieńskiego Parku Narodowego w celu sfotografowania zimorodka. Od znajomych na miejscu dowiedziałam się gdzie mogę go spotkać. Podobno to miejsce było nazywane "Zimorodkiem", ponieważ będąc tam każdy miał z nim do czynienia. Niestety nie ja. Mimo, że siedziałam na wskazanym miejscu w stroju maskującym chyba 2 godziny! Ledwie przeleciał mi raz koło nosa
i już. Wszystko! Nie pokazał się więcej. Za to zjawiła się kuna leśna, która chyba mnie nie zauważyła i mogłam jej zrobić parę zdjęć.

Kuna leśna (Martes martes)
Widłaki z Drawieńskiego Parku Narodowego.
       Co prawda pół roku kończy się w tym miejscu, ale dorzucę jeszcze sierpień (lub jak to Dela zauważyła lepsza nazwa na ten miesiąc to sierpiec (Bucephala islandica)). Zresztą jakby to wyglądało gdybym w tytule napisała: "7 miesięcy i kilka dni podróży". Sądzę, że nie tak zachęcająco i spektakularnie jak "Pół roku podróży". Trochę na wzór dzieła trubadura Jaskra
"Pół roku poezji". :)
       W sierpniu byłam praktycznie bez przerwy w podróży. Zaczęłam od obozu obrączkarskiego na Jeziorsku - dużym zbiorniku zaporowym na Warcie . Było FENOMENALNIE. Chyba najlepsza część moich wakacji. Nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy. Na przykład otwierania oranżady siekierą. :) Co prawda ptaków nie łapało się zbyt wiele i osób nie było za dużo, ale i tak mi się bardzo podobało. Szczególnie łapanie łabędzi niemych (Cygnus olor) w celu ich zaobrączkowania. Pomogłam łapiąc jednego z młodych łabędzi. Niestety odbyło się to na zasadzie pyrrusowego zwycięstwa. Łabędź został schwytany kosztem mojego nurkowania w mule
w spodniobutach. Nie muszę chyba pisać, że nie pachniałam wtedy zbyt ładnie, ale nie miałam ciuchów na przebranie, więc moi współtowarzysze całej akcji musieli wytrzymać te smród
w samochodzie. W drodze z powrotem do obozu wstąpiliśmy jeszcze do Uniejowa. Na lody. :)  Równie mile wspominam nocne obserwacje gwiazd. Z przyjemnością studiowałam mapę nieba. Potem podnosiłam głowę w poszukiwaniu konstelacji łabędzia oraz trójkąta letniego. Jasno świecący księżyc trochę utrudniał obserwacje, ale nie zrażałam się. Szukałam. I dopiero podczas następnego sierpniowego wyjazdu odnalazłam gwiezdnego łabędzia. Po obozie na Jeziorsku znów wybrałam się z Delą w podróż. Tym razem była ona rowerowa i tym razem mieliśmy własne rowery. Wsiedliśmy na nie w Kielcach, a w planach miałyśmy wytrzymać na nich aż do Krakowa. Po drodze zwiedzając Świętokrzyski Park Narodowy, Szlak Orlich Gniazd oraz Ojcowski Park Narodowy. Dzielnie realizowałyśmy plan, chociaż wiadomo, było ciężko. Przeszkadzała nam pogoda i ograniczony zasób czasu. Po kilku dniach od rozpoczęcia naszej rowerowej włóczęgi dołączył do nas Rafał. Zjawił się dokładnie w tym momencie kiedy go potrzebowałyśmy. Nasze plecaki były ciężkie, droga długa, a Rafał silny. Dzięki niemu w dobrych nastrojach ukończyłyśmy tego dnia naszą wycieczkę. Z Krakowa, zahaczając na moment o Łódź, pojechałam na Akcję Siemianówka. Tam mogłam kontynuować swoje gwiezdne obserwacje pod okiem prawdziwych profesjonalistów i przy akompaniamencie wyjących wilków. Jednakże nie dla samych gwiazd pojechałam na Siemianówkę. Oczywiście byłam ciekawa jakie ptaki wpadną w sieci pod koniec sierpnia. A te zdecydowanie sprostały moim oczekiwaniom. Prawie jak zwykle złapało się dużo ciekawych gatunków w tym np. jarząbek (Tetrastes bonasia), lelek (Caprimulgus europaeus), muchołówka mała (Ficedula parva) czy zniczek (Regullus ignicapilla). Ten czas także zaliczam do najbardziej udanej części moich wakacji. Poznałam kapitalnych ludzi, którzy nauczyli mnie podstaw tańca białoruskiego, prawdziwego zmęczenia umysłowego pod wpływem wszelakich gier intelektualnych oraz którzy nie wahali się opowiadać najstraszniejszych historii Podlasia przy ognisku. Znowu dodam dość prozaicznie. Szkoda, że wakacje się skończyły. Żałuję wielce i już nie mogę doczekać się kolejnego wyjazdu. :)
KK
Kropiatka (Porzana porzana)
Gąsiorek (Lanius collurio)
Jeziorskowy księżyc


Zimorodek (Alcedo atthis)
Typowy widok w Ojcowskim Parku Narodowym 



Na Rynku Głównym w Krakowie.

Jarząbek (Tetrastes bonasia)

Zniczek (Regullus ignicapilla)

Sójka (Garrulus glandarius)
Lelek (Caprimulgus europaeus